Długo zastanawiałam się nad sensownością tworzenia (czy współtworzenia) tego dziwnego, wręcz ekshibicjonistycznego zjawiska, jakim jest blog. A jednak - no risk no fan.
Dlaczego "cicer cum caule"? Nie ze szczególnego uwielbienia dla Tuwima, a raczej dla eklektyzmu, parafrazując: pomieszania z poplątaniem. Taki też będzie ten dziennik mój - jak ja: wstrząśnięty nie zmieszany :)
Znajdzie się tu coś o kuchni, książkach, muzyce, podróżach, ciepłym deszczu, wiankach, kawie, dobrym winie, rzeczywistości zastanej, zachmurzonym niebie nad Krakowem, (nie)zmienności bytu, słoneczności nadwiślańskiej, okolicy bliższej i dalszej i pewnie jeszcze wielu na pozór nieistotnych elementach świata przedstawionego.
Zatem - niech stanie się... blog!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz