niedziela, 8 lutego 2009

Niedzielnie

Kraków dziś prezentuje nastrój co najmniej minorowy - istny marcia funebre z 3.Symfonii niejakiego L.v.Beethovena (http://www.youtube.com/watch?v=O4-qMeOlPRM&feature=related)! I jak zrobić z tego Trepaka (http://www.youtube.com/watch?v=iM0wrDax8ms&feature=related)? Zadanie wybitnie trudne, a pogoda bynajmniej nie nastraja do nadmiernej kreatywności. Tak to jest - równowaga w przyrodzie musi zostać zachowana - wczoraj było cudownie... Niemniej jednak, nie można przecież usiąść z założonymi rękami i zacząć płakać, prawda?

Po pierwsze: duża dawka śniadaniowo smacznych kalorii uśmiechowych - napój orzechowo-sojowy. Przepis znalazłam zdaje się na Puszce, ale podam go Wam, bo warto. Wersja jest wegańska, gdyby ktoś miał w tym względzie jakieś wyjatkowo radykalne preferencje:
1,5 szkl. mleka sojowego
1/2 banana
2 łyżki rodzynek
2 łyżki płatków (owsiane + amarantus - to taka moja propozycja)
8 orzechów włoskich

No i co z tym zrobić? Kroki są trzy - prościej się nie da:
1. płatki i rodzynki zalać wrzątkiem i odstawić (najlepiej na noc i rano użyć),
2. wszystko razem wrzucić do blendera i zmiksować,
3. rozlać do szklanek (powinny wyjść trzy bez czubka:)).


No. To na dobry początek dnia.

Oczywiście, alternatywnie można też wypić pyszną, aromatyczną, czarną kawę - np. ciemno paloną brazylijską (przynajmniej nie ma problemu z jej nabyciem).

Co zrobić z tak pozytywnie rozpoczętym ponurym zaokiennie dniem?

Proponuję wziąć książkę, zapaść się w fotel i przenieść do...Barcelony.
"Gra anioła" to nowa powieść Carlosa Ruiza Zafona, która tak pięknie uśmiechała się do mnie z półki w domowej biblioteczce, że nie mogłam się powstrzymać! "Cień wiatru" (poprzednia powieść tego autora) należy do moich ulubionych wytworów literatury (bynajmniej nie dlatego, że przebył (przebyła? -> powieść, książka) udaną kampanię reklamową w najróżniejszych pismach od Gali począwszy na magazynach literackich skończywszy, stając się po prostu "modnym" - brr, jak dla mnie to nie rekomendacja, a coś wręcz odstręczającego).
Zatem, postanowiłam dać się zaprowadzić w świat ukryty za nader misternie utkaną przez Zafona warstwą tekstu. A może z czysto prywatnych względów zakochałam się już w pierwszym zdaniu? Niby nic, takie sobie zwykłe stwierdzenie: "pisarz nigdy nie zapomina dnia, w którym po raz pierwszy przyjmuje pieniądze lub pochlebstwo w zamian za opowieść". Jednak... Muzyk też nie zapomina. Pierwsze honoraria lub/i oznaki jawnego zachwytu (ba! nawet zwykłego zadowolenia) ze strony publiczności zapadają w pamięć równie mocno, jak pierwsze kroki dziecka. Poza tym, Zafon jak zwykle prezentuje zgryźliwy, acz inteligentnie wyrafinowany styl charakteryzowania bohaterów (choćby byli jednorazowi w swym zaistnieniu na łamach książki). Jeden z moich ulubionych opisów: "Don Basilio obdarzony był wyjątkowo przerażającym wyglądem i sumiastymi wąsami, z nikim się nie cackał i wyznawał teorię, że nadużywanie przysłówków i przymiotników właściwe jest dewiantom i osobom cierpiącym na awitaminozę".
I co Wy na to, drodzy dewianci? :)

Polecam!! Gwarantuję, że zapomnicie o ponuractwie pogodowym, szczególnie dotkliwym w szaroburym, betonowym krajobrazie miasta (no, chyba, że ktoś ma Wawel za oknem...).

Wracając do lektury barcelońskiej, pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Pewnie już czytałaś, ale polecam "szatana z siódmej klasy". Rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja z kolei polecę instrukcję obsługi odpowietrzania hamulca tarczowego Avid Elixir w języku angielskim! Mogłaby być nawet i w Hindi, byle miała obrazki:) Nie wiadomo:)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Szatana" czytałam oczywiście, ale ta instrukcja w hindi, hmm, cóż za wyzwanie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. się zaczynam niecierpliwić...

    OdpowiedzUsuń