środa, 21 lipca 2010

(Nie)tolerancje i wiarygodność, czyli Gołubie 2010, dzień 4

Dzisiejszy dzień był prawdziwie letni, cudownie słoneczny i tropikalnie ciepły :)
To dobrze - dla mnie dobrze :) Z tym, że nie jestem pewna, czy to dobrze dla bloga, ponieważ...nic się właściwie nie działo poza zażywaniem nieustannych kąpieli słonecznych w momentach wolnych od tzw. zajęć obowiązkowych (ha! czy ktoś z Was jeżdżących na urlopy pomyślał kiedyś, że może Wam ktoś coś KAZAĆ zrobić? ;)) A jednak :) ). Zatem, porządek czynności był następujący (mało innowacyjny, ale ostrzegałam o tym już kiedyś zdaje się, a jeśli nie, to ostrzegam teraz, że tak będzie :) ):

8:00 rano - gimnastyka. Nie zaspałam :)
9:00 - śniadanie (menu na końcu posta)
9:30-10:10 - kąpiel słoneczna :)
10:15 - masaż

No właśnie... masaż ;) Rety, o rany Julek, motyla noga, kurza twarz....aaaaa... znów mnie bolało i łaskotało tak okrutnie, że nic nie jest w stanie przekazać tego wrażenia. Ludzie! Kiedy to przejdzie?? Bo chyba przejdzie, co? ;) Za to dowiedziałam się, że najprawdopodobniej ten fajny pan od masażu, który dużo podróżował w życiu i miał sporo ciekawych przygód, napisał...książkę o podróży w Himalaje (przypuszczam, że o tej do Nepalu, o której mi opowiadał):
http://www.taniaksiazka.pl/mnich-stepien-arkadiusz-p-153032.html
Strasznie jestem jej ciekawa i chyba ją sobie normalnie drogą kupna nabędę :)
W ogóle sporo można się dowiedzieć od masażysty. Naprawdę - akurat ten jest bardzo normalnym, komunikatywnym człowiekiem z poczuciem humoru, więc - naprawdę można :) Wiedzę "z przedmiotu" też oczywiście ma i przyznaję, że mówi bardzo dużo ciekawych rzeczy o tym, co powodują spięcia mięśni. Rzeczy, których nawet bym nie podejrzewała (o konsekwencje takich długotrwałych spięć mięśni mi chodzi). Pewnie połowę zapomnę, ale może coś jednak zostanie. Na pewno zaczynam wierzyć w to, że taki masaż dobry jest!

Ok, po masażu - fitness. Wycisk nie z tej ziemi dla mojego nadal-nie-rozćwiczonego ciała. Jednak dałyśmy radę (wszystkie 3 - bardzo dzielnie :) )! A co! kto ma dać, jak nie my?? :)

Po fitnessie poszłyśmy z Anitą (Aga była wcześniej) na testy na nietolerancje pokarmowe. I tak: ja te testy robiłam już 2 lata temu, podczas pierwszego pobytu w Gołubiu. Wyszło mi, że powinnam zupełnie wykluczyć z diety: jajo kurze, żyto, drożdże i orzecha brazylijskiego (W ŻYCIU GO NIE JADŁAM!), bardzo mocno ograniczyć: kofeinę (cóż... w tamtym czasie piłam naprawdę dużo kawy) i raczej rzadko korzystać z takich dobrodziejstw, jak: mleko krowie i jego przetwory oraz kakao. Nie był to zbyt dobry wynik... Ale był. Starałam się wykluczać. Naprawdę. Po pierwszym Gołubiu w dużej mierze mi się to udało, po drugim już nie bardzo.
W tym roku postanowiłam sprawdzić, na ile wiarygodny był poprzedni wynik i czy coś się może zmieniło.
Wyniki są następujące:
Nadal do wykluczenia pozostaje jajo kurze oraz te nieszczęsne orzechy brazylijskie (raczej nie będzie z nimi problemu), unikać należy żyta, a raczej rzadko jeść: gluten, pszenicę durum, ryż, mleko krowie, migdały i melona/arbuza.
Najlepsza wiadomość jest taka, że nie wyszedł mi ani ślad nietolerancji na DROŻDŻE!! bardzo się z tego cieszę :)
Natomiast mała nietolerancja na gluten i średnia na żyto powodują, że ląduję w grupie ludzi, którzy przynajmniej przez jakiś czas powinni stosować dietę bezglutenową. I to mi się akurat średnio uśmiecha. Cały czas jeszcze rozważam, czy się tego trzymać, czy nie... I nie wiem... Jak zdecyduję, to Wam powiem. Chciałabym spróbować, ale nie mam pojęcia, czy dam radę... Zobaczymy. Kiepska (baaardzo kiepska) informacja wynikająca z tych wyników jest taka, że nie mogę jeść....LODÓW :( cholera, a ja je tak lubię... Niestety Magnum Almond na pewno ma jajka w proszku... No zobaczymy, jak to będzie.
W każdym razie dietetyczka, która analizuje te testy była zdziwiona utrzymującą się wysoką nietolerancją na jajko kurze. Jednak, kiedy usłyszała, że ja od dziecka jestem alergikiem, zmieniła zdanie i nagle jej się wszystko zgodziło ;) No dobra, niech będzie, choć ja nigdy alergii pokarmowych nie miałam i nie mam (nietolerancja to nie alergia!), ale widocznie jestem przez to wrażliwsza na wszystkie potencjalnie alergizujace czynniki. Possible.

Testy wzbudziły ogromne (po raz kolejny!) dyskusje - nie chce mi się ich przytaczać... generalnie dotyczyły wiarygodności takiego testu - w skrócie wniosek moich znajomych z pierwszego pobytu w Gołubiu był taki, że: zrób ten drugi test i nam powiedz, co ci wyszło, bo jak coś zupełnie innego, to test jest niewiarygodny i nie pójdziemy, a jeśli podobnie, ale słabiej np., to może jednak się zdecydujemy :)
Przekazałam im moją opinię - zobaczymy, jaka będzie ich decyzja.

Po testach było słodkie lenistwo :)
Potem obiad (co oznacza, że mamy już 13:45).

Po obiedzie - szybka wyprawa do sklepu - zakupiłam kawę orkiszową (której i tak tutaj nie wolno mi pić, ale ją lubię, więc będę piła zamiast zwykłej po diecie - do śniadania z moim Kochanym Mężczyzną :) ) oraz 2 jabłka (w razie ssącego głodu ;) ). Potem... SŁODKIE LENISTWO :D:D Fajnie, nie? Opalanko, trochę komputerka, trochę książki... nie, bez książki tym razem ;)

Potem kolacja o 17:30 i po niej wykład z panią dietetyk o nietolerancjach, trawieniu, toksynach, itd. Ciekawy, choć słyszałam go już 3 raz (wiele się nie zmieniło, poza tym, że teraz najkorzystniejsze są zielone soki, a nie soki z marchwi). Wykład w sumie wzbudził trochę kontrowersji, ale to tylko znak, że ludzie słuchali, więc w sumie dobry ;)

od 20:00 grał jakiś zespół o wdzięcznej nazwie "Ziemoniki" (nie mylić z ziemniokami ;)) ) - myślałam, że to jakaś ludowa kapela, a to młodzi chłopcy, grający fajną muzykę do tańca, ale... tym razem zdezerterowałam. I teraz trochę żałuję - w tamtym roku bawiłam się świetnie :) No trudno... zła decyzja to była... Nie pierwsza i nie ostatnia.

Ale teraz element "z alei sław" :) Jest tutaj z nami na turnusie jeden z muzyków Grupy MoCarta :) tylko nie możemy się zdecydować, który to :)))
ten: http://www.grupamocarta.art.pl/pawel.html albo ten: http://www.grupamocarta.art.pl/bolek.html :)
Z żoną i z synkiem. Bardzo normalny, sympatyczny facet!
Dziś miał koszulkę z napisem, który szalenie mi się spodobał: "Jeśli taniec jest mową ciała, to moje ciało mówi: NIE" :D A to jest taki mały, krępy człowiek w sumie, więc pasowało jakoś tak...jak ulał ;)))

A teraz coś, na co wszyscy czekacie na pewno z niecierpliwością ogromną, czyli....JADŁOSPISY :D:D
(słyszę "jupi jeeeeeej!!" ? ;)) no oczywiście! któż by nie jupijejował na takie hasło ;)) )

ŚNIADANIE:
- sok marchewkowo-jabłkowy
- zakwas z buraków
- truskawki - oł jee :)
- surówka: kapusta pekińska, pomarańcza
- surówka: pomidory, papryka, ogórek kiszony, cebula
- gotowany seler

OBIAD:
- sok zielony (chyba albo już mi się pomyliło...)
- 1/2 grejpfruta
- surówka: buraczki
- surówka: ..... nie pamiętam - taka, której nie jadłam
- gołąbki z farszem warzywnym w sosie pomidorowym - super :)
- zupa brokułowa

KOLACJA:
- sok pomidorowy
- surówka: kiszona kapusta
- surówka: seler, pietruszka, jabłko
- gotowane warzywa mix -> nazywało się gulasz warzywny... taaa...


Nie wiem, czy czegoś nie pomieszałam, bo z pamięci piszę, ale mniej więcej tak było.

Do jutra!

2 komentarze:

  1. a gdzie mięso? mięso, mięso, mięso!

    OdpowiedzUsuń
  2. he he, no to nie ten adres ;) choć powiem Ci, że jak zjadam tylko te warzywka, na które już nie mogę patrzeć, to czasami mam realną ochotę na...wątróbkę :D

    OdpowiedzUsuń